Co będzie, jak Prezydent nie powoła nowych ministrów?
Rok akademicki się skończył. Egzaminy przeprowadziłem. A więc siedzę sobie na wakacjach i knuję. Oj przepraszam, właściwie to siedzę sobie i czytam Konstytucję. A czytam sobie, bo bawi mnie rekonstrukcja rządu. Rodzą się ministrowie, rodzą i nie mogą się urodzić. I tu mam dla nich złą wiadomość. Kiedy już się urodzą to na koniec tego ciężkiego politycznego porodu może się okazać, że Prezydent wcale tej zmiany składu rządu nie dokona. Dlaczego? Bo Prezydent takiej zmiany wcale nie musi przeprowadzić.
Prawo w tym kontekście wygląda następująco: kiedy już trzynastogrudniowi koalicjanci porozumieją się co do nowego składu rządu, połączą i podzielą ministerstwa i przypiszą im działy administracji rządowej, Premier zwróci się do Prezydenta o dokonanie zmian na stanowiskach ministrów. Stosowny art. 161 Konstytucji brzmi:
Prezydent Rzeczypospolitej, na wniosek Prezesa Rady Ministrów, dokonuje zmian w składzie Rady Ministrów.
I zdanie to wcale nie oznacza, że Prezydent tej zmiany dokonać musi. To tylko znaczy, że do zmiany potrzebuje wniosku Premiera.
Ktoś mi powie, że nie mam racji, bo w zdaniu jest forma dokonana czasownika. I będzie w błędzie. Porównajmy sobie to z art. 133 Konstytucji, na podstawie którego Prezydent
- ratyfikuje i wypowiada umowy międzynarodowe, o czym zawiadamia Sejm i Senat,
- mianuje i odwołuje pełnomocnych przedstawicieli Rzeczypospolitej Polskiej w innych państwach i przy organizacjach międzynarodowych.
Czy musi to zrobić jak dostaje stosowny wniosek? Wcale nie.
Tak samo jak nie musi nadać obywatelstwa polskiego, jak i odznaczeń czy orderów, ani zastosować prawa łaski. A w stosownych przepisach Konstytucji też są czasowniki w formie dokonanej (nadaje, stosuje). To samo kiedy w Konstytucji czytamy, że Prezydent wydaje rozporządzenia (art. 142). I nie ma tu znaczenia, że tylko niektóre z tych kompetencji to tzw. prerogatywy prezydenta. Charakter prerogatywy jedynie wzmacnia pozycję Prezydenta w konkretnych sytuacjach. Ale nie znaczy to wcale, że w pozostałych kwestiach przepisy poprzez użycie czasownika dokonanego tworzą dla Prezydenta zobowiązanie. Charakter takiego przepisu należy oceniać indywidualnie i w kontekście systemowym.
Owszem, kiedy chodzi o sytuację, w której Sejm przyjął wobec ministra votum nieufności, Prezydent jest zobowiązany odwołać ministra, ale kiedy jest to zmiana na wniosek Premiera, już wcale nie musi. Tu nie przeszkadza nawet fakt, że to Premier jest panem Rady Ministrów. To on ocenia z kim chce pracować, a z kim zakończyć współpracę. On wnioskuje, ale kreatorem składu Rady Ministrów jest w tym przypadku Prezydent. Premier może tylko złożyć wniosek. I oczekiwać, że zgodnie z zasadą współdziałania władz, Prezydent ten wniosek uwzględni. Przecież chodzi o sprawne działanie państwa. Aczkolwiek w tym błaganie w jakim żyjemy pod władzą naszego kochanego Pana Premiera pisanie o sprawnym funkcjonowaniu państwa zakrawa na drwinę.
Ale ja nie drwię, przynajmniej kiedy piszę, że Premier nie ma żadnego roszczenia o powołanie przez Prezydenta do pełnienia funkcji ministra osoby wskazanej we wniosku. Po stronie Premiera jest wyłącznie uzasadnione oczekiwanie. To wprawdzie dużo, bo to też wartość konstytucyjna, ale jednak zupełnie nie to samo. Bo przecież Prezydent może uznać, że zaproponowana przez Premiera osoba nie spełnia odpowiednich konstytucyjnych standardów, bo nie będzie działać w interesie dobra wspólnego, czy zgodnie zasadami demokratycznego państwa prawa. A mało to różnych kretynów i szaleńców wśród polityków? Widzimy to na co dzień. Szczególnie ostatnio. Widzi to też Prezydent. I choć Prezydent nie może w to miejsce powołać kogoś na podstawie własnej decyzji, to na pewno może nie powołać takiego kandydata na ministra.
Dlatego czytam sobie Konstytucję i śmieję się z planów Koalicji związanych z rekonstrukcją rządu. Może się bowiem okazać, że nie skończy się ona w lipcu, ale późną jesienią. A wszystkim, którzy nie zgadzają się z moim wywodem przypominam, że ten konstytucyjny przepis, na podstawie którego dokonywana jest zmiana składu Rady Ministrów nie zawiera też określenia czasu dla takiej ewentualnej zmiany. Bo tu wszystko opiera się o konstytucyjną zasadę współdziałania władz dla dobra państwa. To bardzo dużo, a jednocześnie tak mało, jak pokazał nam w ostatnim czasie właśnie nasz wspaniały rząd.
I co to będzie jak Prezydent nie dokona zmian w rządzie? Albo dokona ich połowicznie. Odwoła ministrów wskazanych do odwołania, ale nowych nie powoła? Nic nie będzie. W końcu jest ciągłość urzędu. Decyzję podejmie już nowy Prezydent, Karol Nawrocki, oczywiście po zaprzysiężeniu.