Dla prof. Prusinowskiego i prof. Wróbla – fragment z mojego dzisiejszego wykładu na II roku studiów prawa

Kompetencje, jakie zostały traktatowo przyznane UE przez jej założycieli, mają dwojaki charakter. Pierwsza grupa to te, które UE wykonuje w zastępstwie państw członkowskich. Inaczej mówiąc, są to dawne kompetencje państw, w które UE została wyposażona, a państwa wycofały się z tych obszarów działania. Stanowią one grupę tzw. kompetencji przekazanych UE. Druga grupa to kompetencje własne UE, stworzone dla niej przez państwa w drodze traktatowej, mniej lub bardziej typowe dla każdej organizacji międzynarodowej, umożliwiające jej istnienie i działanie, ewentualnie określające niektóre elementy jej statusu, w tym także konkretne uprawnienia wobec państw członkowskich. Można je nazwać kompetencjami własnymi UE, czy kompetencjami przyznanymi stricte. Te kompetencje nigdy wcześniej do państwa nie należały, tzn. państwo nimi nie dysponowało.

W grupie kompetencji przekazanych w dużej mierze chodzi o unijną działalność prawodawczą. Skutkiem ich przekazania – a więc wycofania się państwa z wykonywania władzy państwowej w niektórych obszarach – jest funkcjonowanie na terytorium państwa nie tylko aktów krajowych, ale też unijnych (łącznie aktów pochodzących z dwóch różnych systemów prawnych). W efekcie w obszarach krajowych organy państwa działają na podstawie prawa krajowego, a w obszarach przekazanych we władztwo UE bezpośrednio na podstawie prawa unijnego. I to jest element nadający UE charakter ponadnarodowy.

Akty władcze UE wydawane w obszarach przekazanych do jej kompetencji należy jednak odróżniać od unijnych aktów władczych z zakresu ustanowionych dla niej kompetencji własnych. Te ostatnie stanowią wiązkę klasycznych uprawnień o charakterze stricte prawnomiędzynarodowym. Skutkują wyłącznie w płaszczyźnie prawa międzynarodowego, czyli nie mają bezpośredniego skutku na terytorium państwa członkowskiego. Jeśli odnoszą się do państw, to podlegają wykonaniu przez państwo, a państwowe organy działają wtedy na podstawie norm prawa krajowego, bo powinnością państwa jest (jedynie) osiągnięcie celu wynikającego z takiego zobowiązania międzynarodowego (koncepcja dualistyczna Triepla odnośnie do relacji prawa międzynarodowego i prawa krajowego).

Należy przy tym pamiętać, że z samego obowiązku wykonania takiego materialnego zobowiązania nie można domniemywać kompetencji krajowych organów dla jego realizacji. W tym celu muszą istnieć odpowiednie krajowe przepisy kompetencyjne przypisane konkretnym organom. Jeśli w porządku krajowym ich nie ma, zobowiązania takiego nie da się zrealizować, przynajmniej do czasu ich ustanowienia i to w zgodzie z Konstytucją.

Do kategorii działań władczych UE, które wymagają podjęcia działań krajowych w oparciu o stosowne krajowe przepisy zaliczamy m.in. wyroki TSUE wydawane na podstawie art. 258-259 TFUE, których deklaratoryjny charakter potwierdza właśnie taką specyfikę ich krajowego wykonywania. Zresztą wskazuje na to również sam TFUE bezpośrednio. Do czasu wykonania takiego wyroku poprzez działania krajowe, status krajowego aktu prawnego, organu, czy instytucji nie zmienia się.

Z wszystkich rodzajów wyroków TSUE, których jest pewnie ponad 15 (trzeba policzyć ile jest rodzajów postępowań), bezpośrednio stosowane przez organy państwa (także sądy) są jedynie wyroki wobec podmiotów niepaństwowych nakładające na te podmioty kary pieniężne (dostają bezpośrednio klauzulę wykonawczą) oraz wyroki prejudycjalne (art. 267 TFUE). Te ostatnie mają jednak charakter interpretacyjny, więc specyfika ich wykonania polega wyłącznie na obowiązku stosowania przepisu prawa unijnego z uwzględnieniem wykładni TSUE dokonanej w takim wyroku. Wyroki prejudycjalne wiążą też jedynie sąd, który zadał pytanie prejudycjalne.

To wiedza, którą prof. Prusinowski i Prof. Wróbel z Sądu Najwyższego powinni mieć opanowaną. Przynajmniej by wypadało. A jeśli nie mają, co wynika z ich wypowiedzi, to powinni doczytać, zanim publicznie zaczną głosić, że jakiś wyrok TSUE (w szczególności prejudycjalny) samoistnie zdelegalizował Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Wszyscy studenci II roku prawa, którzy za jakieś 25 dni zdadzą u mnie egzamin w sesji zimowej, będą mieli wiedzę większą niż tych dwóch profesorów – sędziów Sądu Najwyższego rzekomo wyróżniających się wiedzą prawniczą.

Przyznaję, nie bez pewnej dozy złośliwości, że ten element wprowadziłem do dzisiejszego wykładu nt. regulacji przez prawo międzynarodowe państwowego władztwa właśnie pod wpływem ostatnich, jednak nadmiernie “nowatorskich”, wypowiedzi obu tych profesorów w mediach. A o powodach tego rozszerzenia treści wykładu poinformowałem studentów. Ale w sumie Marszałek Hołownia i jego doradcy też powinni sobie doczytać.