Jak ukraść wybory po uchwale SN
Uchwała SN potwierdzająca ważność wyborów przyjęta. Ale nie znaczy to, że wojna rządu z obywatelami o wynik wyborów prezydenckich ustanie. W obiegu medialnym funkcjonuje kilka scenariuszy mających stanowić rzekomy przepis na zablokowanie zaprzysiężenia prezydenta elekta. Postanowiłem więc pokazać ile są one warte w płaszczyźnie prawnej.
Pierwszy z pomysłów to plany (podobno) Premiera, by w Zgromadzeniu Narodowym nie brali udziału posłowie i senatorowie Koalicji Obywatelskiej. Ma to pomóc stworzyć mit o „nielegalnym prezydencie” i wzmocnić pozycję rządu w okresie trudnej kohabitacji. Ośmielam się więc zauważyć, że takim działaniem Premier nic nie zyska. Otóż ani Konstytucja, ani kodeks wyborczy, ani uchwała Zgromadzenia Narodowego – Regulamin Zgromadzenia Narodowego zwołanego w celu złożenia przysięgi przez nowo wybranego Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, nie przewidują w tym celu obowiązkowego kworum. Wręcz przeciwnie. Lektura przepisów jasno pokazuje, że przysięga złożona także wobec okrojonego personalnie Zgromadzenia byłaby skuteczna. Tak naprawdę na sali mogliby zostać nawet wyłącznie posłowie i senatorowie PiS. Albo wręcz tylko Jarosław Kaczyński. Prezydent i tak złożyłby skuteczną przysięgę.
Gdyby chcieć w kwestiach kworum zastosować odpowiednio Regulamin Sejmu, na co pozwala §9 Regulaminu Zgromadzenia Narodowego, to przypomnę, że KO liczy łącznie 199 posłów i senatorów. Przy Zgromadzeniu Narodowym liczącym 560 członków (posłów i senatorów), nie jest to liczba wystarczająca do złamania podstawowego kworum przewidzianego przez Regulamin Sejmu (art. 190 Regulaminu Sejmu). Jest to połowa ustawowej liczby posłów, czyli w tym przypadku 280 członków Zgromadzenia. Ale są też wskazane tam inne kwora. Także konstytucyjne. Które wybrać i dlaczego takie, a nie inne? Inaczej mówiąc pomysł nierealny i nietrafiony.
Drugi z pomysłów to ewentualne zablokowanie ogłoszenia uchwały Sądu Najwyższego stwierdzającej ważność wyboru prezydenta. Dziś Prokurator Generalny występując w SN zarzucał, że może ona być nieważna. I to nic, że nieważności takiego aktu nie można ściągnąć z sufitu, ale powinien to stwierdzić właściwy organ sądowy, którego w tej procedurze po prostu nie ma. Ot tak uważają.
Wprawdzie premier już wcześniej sprostował takie pogłoski sugerując, że ogłosi uchwałę z dopiskiem, że wobec IKNiSP SN są wątpliwości, czy jest sądem. Śpieszę więc tu kolejny raz z wyjaśnieniem, że brak ogłoszenia takiej uchwały, a nawet brak samej uchwały nie jest warunkiem wyboru czy przeprowadzenia zaprzysiężenia. Nie jest ona też podstawą do działania Marszałka Sejmu jak chcieliby niektórzy politycy. On ma charakter deklaratywny. Jedynie uchwała stwierdzająca nieważność wyborów miałaby konstytutywne skutki. I uruchamiałaby procedurę ponownych wyborów.
Takiej uchwały nie wymaga też Konstytucja, ani ustawa Kodeks wyborczy. Ten ostatni jedynie wspomina o uchwale SN stwierdzającej ważność wyboru prezydenta jako przesłance, od której liczy się termin złożenia przysięgi przez prezydenta wybranego w wyborach po opróżnieniu urzędu prezydenta. Opróżnienie to sytuacja, kiedy urząd pozostaje nieobsadzony przed upływem kadencji (śmierć, rezygnacja urzędującego prezydenta). Chodzi więc o przypadek szczególny, a nie wybory regularne związane z normalnym zakończeniem kadencji prezydenta (zob. art. 291§ 3).
W tej sytuacji premier może zakazać ogłoszenia uchwały SN. Może też kazać dopisać do treści uchwały każdą głupotę nt. SN, albo nawet dorysować Bolka i Lolka. Oddzielna sprawa to ewentualna odpowiedzialność karna za takie blokady lub dopiski. Tak wiem, że za rządów PiS, też dopisano do niektórych ogłaszanych wyroków TK różne komentarze. Ale tam była na to specjalnie stworzona ustawowa podstawa prawna. A więc nakaz powszechnie obowiązującego prawa, czego dzisiejsi decydenci nie mają. Uchwała rządu nie wystarczy.
Wreszcie trzecia kwestia. Pomysł na zarządzenie przerwy w Zgromadzeniu Narodowym. Niestety muszę poinformować zainteresowanych tą ideą polityków i ich doradców, że to również koncepcja chybiona. W Regulaminie Zgromadzenia Narodowego zwołanego w celu złożenia przysięgi przez nowo wybranego Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej nie ma przepisu pozwalającego Przewodniczącemu Zgromadzenia na zarządzenie przerwy. Za to Regulamin precyzyjnie opisuje przebieg obrad i obowiązki marszałka. Wskazuje też porządek dzienny w sposób jednoznaczny – sprawy związane ze złożeniem przysięgi przez Prezydenta (§2 pkt 2). Chodzi więc o zdarzenie jednostkowe. Zamknięte. Co więcej, przerwa byłaby niemożliwa nawet w sytuacji, gdyby przewodniczący zgromadzenia (Marszałek Sejmu) lub jakiś członek zasłabł. Tego pierwszego należałoby zastąpić Marszałkiem Senatu a w drugiej sytuacji kontynuować obrady bez takiego członka.
A jeśli ktoś myśli, że również tu posłuży się §9 tego Regulaminu Zgromadzenia, gdzie czytamy, że w sprawach nieuregulowanych stosuje się odpowiednio Regulamin Sejmu, to przypominam co znaczy „odpowiednie stosowanie”. Oznacza ono możliwość zastosowania przepisu przewidzianego dla jednej sytuacji do innej sytuacji po odpowiedniej modyfikacji. Ale modyfikacja musi uwzględniać specyfikę nowej sytuacji. I jeśli ta specyfika nie pozwala, to odpowiednie stosowanie nie jest możliwe.
I w tym przypadku odpowiednie stosowanie odpada, ponieważ godziłoby w istotę i logikę zdarzenia które reguluje ten Regulamin Zgromadzenia Narodowego. Przypomnę tu kilka przepisów innych aktów prawnych. Otóż zgodnie z art. 127 pkt 2 Konstytucji, Prezydent wybierany jest na 5-letnią kadencję. Z kolei zgodnie z art. 291§1 Kodeksu wyborczego, nowo wybrany Prezydent Rzeczypospolitej składa przysięgę wobec Zgromadzenia Narodowego w ostatnim dniu urzędowania ustępującego Prezydenta Rzeczypospolitej. A zgodnie z art. 291§2 kodeksu wyborczego, ustępujący Prezydent Rzeczypospolitej kończy urzędowanie z chwilą złożenia przysięgi przez nowo wybranego Prezydenta Rzeczypospolitej. To wszystko tworzy logiczną i spójną całość.
Zastosowanie odpowiednie przepisów Regulaminu Sejmu o przerwie w obradach Zgromadzenia Narodowego rozbiłoby tę logikę. Spowodowałoby, że kadencja 5-letni Prezydenta liczona kalendarzowo upłynęłaby, ale pojawiłoby się pytanie, czy ustępujący prezydent na pewno skończył urzędowanie w rozumieniu prawa, w świetle art. 291 § 2 kodeksu wyborczego. Ten przepis wiąże i uzależnia przecież zdarzenie prawne jakim jest zakończenie urzędowania od innego zdarzenia jakim jest złożenie ślubowania. A ja przypomnę tylko, że koniec kadencji to nie to samo co zakończenie urzędowania. Tu nawet nazwy są różne.
Takie wątpliwości wspiera znana już powszechnie opinia prof. M. Chmaja dla Sejmu RP, że brak możliwości złożenia przysięgi przez wybranego prezydenta nie uruchamia art. 131 pkt 2 ppkt 3 Konstytucji. Czyli po ogłoszeniu przerwy Marszałek Sejmu nie mógłby rozpocząć wykonywania obowiązków Prezydenta. Państwo wpadłoby w dziurę prawną. Tak w dziurę nie w lukę. Albo w coś bardziej dosadnego.
I na koniec wisienka na torcie. Coś wprost z kosmosu, z czego się mocno kiedyś śmiałem, a dziś śmieję się jeszcze bardziej, kiedy widzę, jak Bóg drwi z szarlatanów prawa, i tych z Krakowa, i tych z Warszawy, a nawet z Luksemburga. Otóż te wszystkie nasze kochane autorytety prawnicze (sprawdź drogi czytelniku w internecie, które ) w 2015 i 2016 r., kiedy Prezydent nie odebrał ślubowania od pięciu osób wybranych w listopadzie 2015 r. do pełnienie funkcji sędziego TK przez odchodzącą już do lamusa opozycji koalicję PO/PSL, sugerowały tym osobom złożenie ślubowania przed notariuszem lub przekazanie go Prezydentowi na piśmie w drodze korespondencyjnej. I rozpoczęcie urzędowania. A zwolennicy tego pomysłu to osoby nietuzinkowe. Formalnie (choć nie intelektualnie) top of the top zawodów prawniczych. Ja przypominam niniejszym tylko, że pomysł dotyczył stanu prawnego, w którym przepis mówił, że osoba wybrana na stanowisko sędziego Trybunału składa wobec Prezydenta Rzeczypospolitej ślubowanie (…)”. Kluczowe jest tu słowo „wobec”. Jest to skrót sformułowania „w obecności”. Oznacza więc, że nie ma podmiotu odbierającego ślubowanie, ale podmiot, który jest wyłącznie świadkiem takiego ślubowania. I przyjmuje to jedynie do wiadomości.
Dziś to wszystko wróciło rykoszetem. Podkreślę tu brzmienie art. 130 Konstytucji – „Prezydent Rzeczypospolitej obejmuje urząd po złożeniu wobec Zgromadzenia Narodowego następującej przysięgi (…)”. Znów mamy kluczowe słowo „wobec”. I dlatego zastanawiam się, co miałoby powstrzymać Prezydenta elekta, przed włączeniem się w tę grę i wysłaniem pisemnej przysięgi, może z podpisem poświadczonym notarialnie, do przewodniczącego i wszystkich członków Zgromadzenia Narodowego? Oczywiście wiem, że mogłyby być kłopoty techniczne. Zgromadzenie Narodowe to nie jest suma posłów i senatorów, ale posłowie i senatorowie zebrani pod przewodnictwem Marszałka Sejmu w celu prawem przewidzianym. Gdyby jednak Marszałek zwołał Zgromadzenie, a nawet zarządził przerwę, warunek formalnego istnienia Zgromadzenia były spełniony. Doręczenie pism z przysięgą właśnie Zgromadzeniu miałoby miejsce. Po tym fakcie nowy Prezydent udałby się do Pałacu Prezydenckiego i przejął obowiązki od Prezydenta kończącego urzędowanie.
Niestety, prezydenta elekta powstrzymałaby pewnie powaga osobista oraz szacunek dla państwa i urzędu. Choć przecież w tym działaniu mógłby powołać się na bardzo (rzekomo) poważne nazwiska profesorskie, sędziowskie, a nawet adwokackie. A są to przecież te same osoby, które dziś bez skrępowania publicznie namawiają Marszałka Sejmu do bezprawnego blokowania zaprzysiężenia lub poszukują w tym celu innych głupawych przeszkód.
Wnioski z tego wywodu są trzy: po pierwsze, wcale nie zwariowałem, tylko robię sobie przysłowiowe jaja, a do tego upoważnia mnie absurdalna sytuacja, w którą wmontowali nas rządzący politycy oraz ich szarlatani prawa. I tak po ludzku nie mogę się powstrzymać od pokazania tego w jaką czarną dziurę nas te idiotyzmy intelektualne prowadzą; po drugie, w Polsce obrodziło autorytetami, którym pycha nie daje zejść ze sceny w momencie chwały. Dlatego wygłaszają kretyńskie tezy i spadają z niej z hukiem. Należy o tym wszystkim pisać ku przestrodze, pamięci i nauce; wreszcie po trzecie, Marszałek Sejmu powinien się pilnować, bo to wszystko to próba wmontowania go w tę cała sytuację. Nie dosyć, że idiotyczną, to jeszcze bezprawną.