Najważniejsze, kto liczy głosy
Jak się dowiadujemy, prokuratura wszczęła postępowania w sprawach nieprawidłowości w komisjach wyborczych. Swoją drogą to bardzo ciekawa formuła podziękowań wszystkim sympatykom koalicji 13 grudnia, którzy zasiedli w komisjach by pilnować wyborów dla Rafała Trzaskowskiego. Jak prokuratura uzna, że popełniono przestępstwa wyborcze lub miało miejsce zwykłe niedopełnienie obowiązków, to ci ludzie pójdą za kraty? Zostaną poświęceni dla większego celu?
Zostawmy jednak koalicję z jej sympatykami. Ich problem. Podstawowe pytanie w związku z tym działaniem brzmi natomiast, co premier chce z tego ukręcić?
Już na pierwszy rzut oka widać, że prawnie raczej nic to nie da. A przynajmniej szanse na oczekiwany efekt są marne. Postępowanie karne to procedura odrębna od procedury wyborczej. Cokolwiek w niej prokuratorzy ustalą nie będzie miało wpływu na kwestie wyboru prezydenta. Nawet jeśli efektem postępowania byłoby stwierdzenie, że głosowania sfałszowano, a w wyniku przeglądu kart Trzaskowskiemu przybyłoby kilka milionów głosów, to skutek prokuratorskich ustaleń byłby dokładnie taki sam, jak dokonany przez prokuratora w postępowaniu przygotowawczym rozwód premiera z małżonką, lub podział czyjegoś spadku. Prawo to czysty formalizm. Na wszystko są właściwe procedury. A przepływy między nimi są sformalizowane. Dziś jedynie SN może orzec o nieważności wyborów. Stąd ta prośba Bodnara, by SN wysłał mu wszystkie protesty. Wszcząłby wtedy postępowania sprawdzające w każdej ze wspomnianych tam komisji wyborczych. Następnie narobiłby zamieszania i jako uczestnik postępowania zażądał od SN na tych podstawach uchwały o nieważności wyborów. Ilość miałaby znaczenie.
Ale skoro nic nie dostał, bo chyba SN wyczuł sprawę, wykoncypował wariant awaryjny. Postępowania z urzędu. Lipne, bo lipne, ale działa. Dlatego jeśli SN chce zapobiec tym machlojkom, powinien bez zwłoki wydać uchwałę o wyborach prezydenckich. Nie będę podpowiadał jakiej treści, bo nie wypada, ale napiszę, że po jej wydaniu cała energia włożona przez prokuraturę w te trefne postępowania pójdzie w komin. Przynajmniej w prawnej płaszczyźnie.
Jeśli prawnie ta hucpa nie da nic, to powstaje pytanie o co w tym zamieszaniu chodzi? W mojej ocenie cele są trzy:
Pierwszy podstawowy to zmiękczanie przez premiera swoich koalicjantów. Dziś Kosiniak-Kamysz, Czarzasty, a przede wszystkim marszałek Hołownia, odcinają się od pomysłów zablokowania przysięgi prezydenta elekta. Wymyślanie, a może i kreowanie nieprawidłowości w kolejnych komisjach ma wymusić zmianę ich podejścia. I ją uzasadnić.
Drugi cel, gdyby pierwszy się nie powiódł, to podważanie statusu nowego prezydenta w przyszłości. I mobilizacja elektoratu na wybory parlamentarne wokół rzekomej nielegalności prezydentury.
Trzeci cel to wzmocnienie spójności koalicji. Dokładnie widzimy, że wszystko się rozlatuje. Koalicji nie trzyma już teraz nic poza stołkami i kasą. Wizja przegranych wyborów parlamentarnych może zachęcać do zmiany sojuszy, albo doprowadzić do zwykłego rozpadu. Dlatego trzeba wszystkich skleić wspólnym przestępstwem. I to poważniejszym niż dotychczasowe łamanie prawa. Miękkim zamachem stanu. Co ciekawe operacja ta jest znów przeprowadzana przez premiera cudzymi rękoma. Ma facet naprawdę polityczny talent. Poważnie.
Ale takie zewnętrzne majstrowanie przy kartach wyborczych ma jeden negatywny skutek – przegląd kart wyborczych dokonany poza trybem przewidzianym przez procedury wyborcze i przez organy inne niż do tego przewidziane, a więc dokonany przez prokuraturę straci jakąkolwiek wiarygodność. Nawet gdyby był dokonany w obecności papież, dla społeczeństwa prawdziwość jego efektów będzie zerowa. Każdy Polak będzie sobie zadawać pytanie, ile kart dosypano lub jak je sfałszowano w trakcie przeglądu? Dla celów politycznych jednak wystarczy. Niemieckie media dostaną pożywkę.
I nasi rządzący są tego świadomi. Dlatego na koniec mam przestrogę dla SN. Pani Prezes Manowska, niech Pani lepiej mocno zamyka drzwi w SN, bo za przewracanie wyborów zabrali się ludzie bez skrupułów. W sytuacji, gdy aktywność SN może stanowić przeszkodę, to w grę wchodzi tylko jego zablokowanie. A pomysły jak to zrobić mogą być wzorowane na akcji przejmowania TVP. Na akcję policji bym tu wprawdzie (chyba) nie stawiał, ale użycie podpuszczonych „silnych razem” dla zablokowania działania SN jest całkiem możliwe. Zajmą sale rozpraw i co im kto zrobi? Sama wezwie Pani policję na pomoc? Odradzam. Powstanie zamieszanie, że nie wejdzie Pani do sądu przez miesiąc.
W efekcie nie będzie możliwości wydania uchwały. Przynajmniej, do momentu kiedy prokurator generalny nie przyniesie swoich wyników wyborów. Bo przecież nie ważne, kto głosuje, ale kto liczy głosy.