Romanowski, Joński i azyl na Węgrzech
Jednak w UE nie są tacy głupi. Niestety, nie można tego powiedzieć o niektórych polskich politykach. Jak się dowiadujemy z mediów, „Komisja petycji PE odrzuciła wniosek o zajęcie się sprawą udzielenia przez Węgry azylu byłemu wiceministrowi sprawiedliwości Marcinowi Romanowskiemu. Europoseł KO Dariusz Joński zapowiedział ponowienie wniosku”.
Joński chciał w ten sposób zrobić kolejny cyrk. Myślał, że da się wymusić (przy pomoce PE) na Komisji Europejskiej zbadania czy Węgry, udzielając azylu min. Romanowskiemu nie złamały prawa UE.
Takie pomysły w wydaniu posła Jońskiego to nic nowego. Tym akurat mógłby naprawdę poważnie narozrabiać. Tylko stworzyłby problem wcale nie dla Orbana, ale dla rządu Tuska. Tak mnie ubawił, że postanowiłem skomentować to zamieszanie.
Stan prawny sprawy jest następujący. Do sprawy uzyskania azylu na Węgrzech przez min. Romanowskiego odnosi się Protokół nr 24 w sprawie prawa azylu dla obywateli państw członkowskich Unii Europejskiej. Jest on załącznikiem do traktatów unijnych, czyli częścią tzw. prawa pierwotnego. A prawo pierwotne to fundament, a jak niektórzy twierdzą nawet konstytucja unijna. Joński chciał pójść grubo.
Co w tym Protokole uzgodniono? Przede wszystkim przyjęto domniemanie, że wszystkie państwa członkowskie UE są praworządne i demokratyczne, bo szanują standardy z art. 2 TUE. Tak samo szanują Konwencję o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności oraz Kartę Praw Podstawowych.
Dlatego każde z państw członkowskich uznawane jest za bezpieczne państwo pochodzenia we wzajemnych relacjach. A taki status eliminuje krajowe przesłanki dla udzielania azylu. Dlatego wszelkie wnioski o przyznanie azylu składane przez obywateli państw członkowskich UE w innych państwach członkowskich mogą być rozpatrywane lub uznane jako możliwe do rozpatrzenia jedynie w następujących przypadkach:
- po pierwsze, kiedy państwo członkowskie, którego obywatelem jest osoba składająca wniosek o azyl, podjęło na podstawie art. 15 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, środki ograniczające zobowiązania wynikające z tej Konwencji;
- po drugie, jeżeli wobec państwa członkowskiego, którego obywatelem jest wnioskodawca, została wszczęta procedura z art. 7 ust. 1 TUE;
- po trzecie, jeśli wskutek wszczęcia tej procedury, została podjęta wobec takiego państwa członkowskiego decyzja z art. 7 TUE, stwierdzająca naruszenie przez to państwo wartości z art. 2 TUE lub istnienie poważnego ryzyka takiego naruszenia.
W momencie wystąpienia min. Romanowskiego o azyl na Węgrzech, przesłanki te nie były spełnione. Ale nie oznacza to jednak, że Węgry nie mogły tego wniosku przyjąć i rozpatrzyć. Przede wszystkim, Protokół 24 podkreśla, że decyzja w kwestii udzielania azylu i tak należy do państwa członkowskiego. Zresztą słusznie, bo sprawa azylu jest zawsze sprawą wewnętrzną państwa. Dlatego Węgry, decydując się na takie działanie wbrew tym wszystkim przesłankom, powinny jedynie wypełnić dwa obowiązki wskazane w tym Protokole, tj.: natychmiast powiadomić o tym Radę i rozpatrywać wniosek w oparciu o domniemanie, że jest on całkowicie nieuzasadniony. To ostatnie oznacza, że min. Romanowski musiał pokazać naprawdę twarde dowody, by domniemanie złamać. A jeżeli w trakcie rozpatrywania domniemanie upadło, bo potwierdziło się działanie Polski naruszające standardy chronione art. 2 TUE, to Węgrom nie pozostało nic innego jak udzielić azylu. Bo takie mają prawo.
Puenta jest następująca. Zastanawiam się, czy inicjatywa posła Jońskiego to jego prywatny pomysł, czy polityczna kombinacja zaplanowana w kraju przez jakiegoś lokalnego Talleyranda i jedynie wykonywana przez Jońskiego. Zresztą niezależnie od miejsca powstania tego pomysłu, ja bym – na ich miejscu – nie marnował szansy jego utopienia, która pojawiła się po decyzji odmownej Komisji petycji PE. Przecież jak UE zacznie przy tym grzebać to Orbanowi wystarczy sięgną po dwa instrumenty, by zrobić z Polski wielki cyrk. Chodzi tu o:
- postawienie sprawy naruszania przez Polskę standardów z art. 2 TUE na Radzie UE, by próbować zebrać wymaganą większość do złożenia wniosku o procedowanie przeciwko Polsce w trybie art. 7 TUE;
- wystąpienie do TSUE w sprawie naruszenia art. 2 TUE przez Polskę w trybie art. 259 TFUE.
To ostatnie może komuś wydawać się nowatorskie, bo dotychczas to wyłącznie art. 7 TUE służył ochronie tych wartości. Ale ja wcale nie przesadzam. Już w wyroku z 16 lutego 2022 r. TSUE sformułował tezę o tożsamości Unii jako „prawnym zobowiązaniu” (sprawa C-157/21, pkt 264). I zdefiniował ją poprzez koncepcję wspólnego porządku prawnego, opartego na wartościach wskazanych właśnie w art. 2 TUE. Podkreślił, że w razie zagrożenia tych wartości, UE powinna mieć możliwość ich obrony, korzystając z uprawnień traktatowych(pkt 265-268). Tym samym otworzył równoległą drogę do dochodzenia przestrzegania wartości unijnych w drodze procesowej (art. 258 i 259 TFUE).
Z drogi tej korzysta już Komisja w sprawie właśnie przeciwko Węgrom (C‑769/22) skarżąc je o naruszenie praw społeczności LGBT i ubierając to w naruszenie art. 2 TUE. Ale obrona tych wartości może też być wszczęta w trybie procesowym nie tylko przez Komisję, ale też przez każde państwo członkowskie. Tu akurat Węgry. W końcu po to jest właśnie procedura z art. 259 TFUE.
I rozpoczęcie obu procedur przez Węgry będzie miało dla nich trzy polityczne zalety:
- będzie naturalną konsekwencją, a więc potwierdzi słuszność węgierskiego działania w sprawie min. Romanowskiego;
- postawi Polskę w spektrum dyskusji o działaniach rządu w świetle praworządności i demokracji, a więc zepchnie na dalszy plan Węgry, które są ostatnio stałym przedmiotem takiej nagonki;
- pokaże Komisji, że kije tworzone na potrzeby polityczne mają dwa końce.
I nawet jeśli nie dałoby się tych działań sfinalizować (co mocno prawdopodobne), to – parafrazując innego słynnego polityka francuskiego, kardynała Richelieu – polityka polega przecież na ciągłym graniu na politycznych instrumentach, a finał zawsze jakiś przyjdzie. W czasie gry wiele może się wydarzyć, a Węgry mogą na tym tylko wygrać. Polska zawsze straci. Dlatego na miejscu polskiego rządu porządnie bym się zastanowił, czy jednak nie zabronić posłowi Jońskiemu (lub jego warszawskim przełożonym) taki genialnych inicjatyw.