Dyplomatołek czy sabotażysta?
Prezydent Karol Nawrocki przebywa dziś z wizytą w Niemczech. I jak zapowiedział, tak zrobił. Jednym z tematów, który podniósł, była sprawa reparacji od Niemiec, których to państwo w sposób stały próbuje odmawiać.
Dzień przed wizytą w niemieckich mediach pojawia się komentarz ze strony Knuta Abrahama, pełnomocnika RFN ds. współpracy z Polską, że zamiast reparacji, Berlin może zaoferować Warszawie gwarancje bezpieczeństwa. O tym jak one miałby wyglądać dyskutować nie warto. Trzeba jednak odnotować sygnał. Ta wypowiedź to jasny znak, że mimo swego werbalnego uporu, rząd niemiecki doskonale wie, że sprawa reparacji wcale nie jest zamknięta. I że – jak to w polityce międzynarodowej – zamknięta zostanie dopiero, kiedy Polska, a dokładnie mówiąc, wszystkie, a przynajmniej główne siły polityczne, zgodnie i oficjalnie zamkną tę sprawę. Inaczej będzie się to do Niemców wracać przez kolejne dziesięciolecia. Aż nie zostanie załatwione. A w ścieżce międzynarodowej kariery, jaką sobie wymyśliły, to dla nich niewygodne. Bardzo.
I w takiej sytuacji, dzień przed wizytą Prezydenta, w tak fundamentalnej sprawie, minister spraw zagranicznych RP, wicepremier, stwierdza, że reparacji nie dostaniemy, a sytuacja prawna jest beznadziejna.
Od rana zadaję dziś sobie pytanie – dyplomatołek czy sabotażysta? Przecież nawet gdyby miał rację, to czy w podobnej sytuacji jakiś minister spraw zagranicznych innego państwa zachowały się tak kretyńsko? Powiedziałby coś tak szkodliwego dla interesu państwa, w którego rządzie zasiada? Jak długo po takiej wypowiedzi byłby jeszcze członkiem rządu? Tym bardziej, że następująca potem argumentacja jest fałszywa i świadczy o braku pogłębionej wiedzy. Dlatego skoro MSZ nie potrafi podpowiedzieć czegoś mądrego swojemu szefowi, to wyjaśnię te błędy. Przynajmniej te podstawowe:
- po pierwsze, reparacje należą się Polsce nie tyle na podstawie postanowień poczdamskich (a właściwie jałtańsko-poczdamskich), co w oparciu o fundament porządku międzynarodowego jakim jest uznana powszechnie zasada, że popełnienie bezprawnego aktu powoduje, że państwo dopuszczające się go, jest zobowiązane przywrócić sytuację do stanu poprzedniego, a gdy jest to nie możliwe, w inny sposób naprawić szkodę. W Jałcie i Poczdamie doszło jedynie do regulacji technicznych aspektów pobierania reparacji. Jakiekolwiek ich niedotrzymanie, czy zmiany, nie mają wpływu na istotę reparacji – istnienie samego prawa Polski do reparacji.
- po drugie, skoro – jak twierdzi minister – Związek Radziecki przywłaszczył sobie polską część reparacji, to wniosek, że ta sytuacja zwalnia Niemcy z obowiązku (bo zapłacili go ZSRR) jest również błędny. Jak ktoś z nas weźmie kredyt i będzie go spłacał za pośrednictwem firmy, która spłaty zdefrauduje. To czy bank posiadający roszczenie o spłatę całości kredytu będzie miał roszczenie o zwrot do pośrednika? Czy kredyt zniknie? Oczywiście, że nie. Podstawowe prawne zobowiązanie jest w relacjach między bankiem a zobowiązanym do spłaty. I dalej będzie istnieć, a jedynie spłacający będzie miał regres do pośrednika. A spłacającym są Niemcy. Dlatego to Niemcy dalej są nam winni reparacje, a problem z nierzetelnością ZSRR w procesie pobierania reparacji to sprawa między Berlinem a Moskwą. I proszę nie wciągać w to Polski.
To tak na krótko. I na zakończenie ministrowi Sikorskiemu powiem, że to nie prawna sytuacja Polski jest beznadziejna. To polityczną pozycję Polski w sprawie reparacji niszczą tacy urzędnicy państwowi jak on. Odsyłam też do mojego artykułu w tygodniku DoRzeczy, wersja drukowana, pt. Cała prawda o reparacjach od Niemiec (s. 30-32).