TSUE – spór o praworządność czy walka o suwerenność?

Dziś znów pojawił się wyrok godzący w konstytucyjny organ państwa – Sąd Najwyższy. Otóż TSUE uznał, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN nie jest sądem w rozumieniu prawa UE. W konsekwencji TSUE napuszcza krajowe sądy do odrzucania Konstytucji i wyroków Trybunału Konstytucyjnego.

W rzeczywistości wyrok ten fragment obrazka, który jako całość ujawnia, że tzw. wojenka o praworządność jest w rzeczywistości próbą ograniczenia suwerenność Polski. A rzekomi obrońcy praworządności to w rzeczywistości grupa kosmopolitów sprzedających państwową niezależność na rzecz różnych międzynarodowych instytucji. Instrumentem służącym im do podporządkowania Polski mają być międzynarodowe trybunały.

Trybunały międzynarodowe są znane w międzynarodowej rzeczywistości o wieków. Kiedyś miały słabą pozycję, dziś jednak odgrywają bardzo istotną rolę. Tę zmianę zawdzięczają wzrostowi liczby umów prawotwórczych, których przestrzegania strzegą. Na dodatek to one są wyłącznie uprawnione do interpretacji tych umów, a więc one kształtują konkretny zakres normatywny takich zobowiązań. Słowem – państwo podpisuje umowę, a po latach okazuje się, że obowiązania są całkiem inne niż się wydawało w dniu podpisania.

Kluczowymi trybunałami z perspektywy Polski są: Europejski Trybunał Praw Człowieka, organ Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, powołany „w celu zapewnienia przestrzegania zobowiązań wynikających (…) z Konwencji i jej Protokołów”, oraz Trybunał Sprawiedliwości UE, organ traktatów integracyjnych, który zapewnia „poszanowanie prawa w wykładni i stosowaniu Traktatów”. 

Ich szczególne znaczenie wynika z faktu, że oba zdecydowanie wykroczyły poza swoją pierwotną (literalnie określoną) rolę próbując – czego już nikt nie ukrywa – przyjąć funkcję „trybunałów konstytucyjnych” dla Europy. Dla swego celu wykorzystują nie tylko istniejące już instrumenty (rozwiązania traktatowe, zasadę pierwszeństwa prawa międzynarodowego), ale same też tworzą dla siebie w tym celu nowy arsenał środków (środki tymczasowe, zasadę pierwszeństwa prawa UE, bezpośrednie stosowanie traktatów).

Trybunały przedefiniowały też rolę umów, których strzegą (Konwencja jako tzw. living instrument, traktaty integracyjne jako nieformalna konstytucja dla Europy), a w konsekwencji podjęły też orzecznicze próby rozciągnięcia swych kompetencje na nowe obszary funkcjonowania państwa. Już nie tylko mogą zablokować jego działanie, a więc wtrącają się w niezależność funkcjonowania, czyli w sferę „wykonywania państwowej suwerenności”, ale zaczęły też ingerować w istotę państwowości tj. w sam jej model w aspekcie konstrukcyjnym, tak strukturalnym (kształt ustroju państwa, konstrukcja organów, podział władzy), jak i jakościowym (standardy funkcjonowania organów: praworządność, demokracja itp., jak i w ich relacje – równowaga władz). Dzisiejszy wyrok prejudycjalny TSUE (C-225/22) jest kolejnym, doskonałym tego przykładem.  

Przypomnę – robią to z perspektywy międzynarodowych zobowiązań, których treść  i zakres autonomicznie kształtują. Już nie liczy się wola państw-stron i panów traktatów. To trybunały mówią, jak należy rozumieć przepisy traktatów. Nie jest ważne to, co państwa miały na myśli tworząc zobowiązanie, ale jego sens od strony „ducha traktatów”, jaki właśnie te trybunały wywiodą. Chodzi więc nie o to co, państwo miało na myśli zawierając traktat, ale to, co – zdaniem takiego trybunału – państwo powinno mieć na myśli. W ten sposób ich kompetencja interpretacyjna to nie zwykła narracja, ale klasyczne prawotwórstwo. Trybunały zastępują państwo w procesie zmiany traktatów.

Efekty widzimy. Wyroki zaczęły ujawniać istnienie w standardach  traktatowych  norm godzących w konstytucyjny ordre public państwa. I żądać, by państwo dokonało stosownej harmonizacji, co w rzeczywistości oznacza zmianę konstytucji, często w płaszczyźnie ustrojowej. W tyle głowy powstaje więc pytanie, czy gdyby państwo, w momencie wiązania się ta umową, wiedziało o takiej treści normatywnej przepisu, jaką jeden czy drugi trybunał ujawnia dziś w wyroku, to zdecydowałoby się na to przystąpienie? To musiałoby przecież być poprzedzone nowelizacją Konstytucji. Tylko wtedy byłby to przejaw suwerenności, świadoma decyzja własna. Teraz  to przymus – a presja trybunalska tę suwerenność łamie.

Wiele lat temu nasi mądrale z TK (wyrok K 18/04) podnosili argument, że to pokazuje właśnie gwarancję dla suwerenności państwa, bo przecież może ono zawsze wystąpić z takiej umowy. Ten argument to robienie z nas idiotów. Jest mniej więcej tak dobry, jakby powiedzieć demokratycznym wyborcom, których kandydat przegrał wybory, że mają prawo do emigracji. Zaproponujmy więc to wyborcom Rafała Trzaskowskiego. Może się uda. Będzie spokój i porządek.

Nie wiem jak w innych państwach, ale akurat Konstytucja RP ma narzędzia, żeby się tym praktykom strasbursko-luksemburskim przeciwstawić. To ona definiuje charakter prawny i sposób funkcjonowania wobec Polski aktów prawa międzynarodowego i unijnego. Istnieje cały mechanizm kolizyjny, który jasno rozstrzyga ewentualne kolizje aktów (norm) prawnomiędzynarodowych i krajowych, tak w płaszczyźnie obowiązywania, jak i stosowania prawa. Określona jest też jasna, nadrzędna rola samej Konstytucji. Istnieją też mechanizmy kontroli konstytucyjności, choć niestety praktyka Trybunału Konstytucyjnego RP jest w tym wymiarze nieśmiała. Sędziowie TK, drodzy koledzy, wciągnijcie spodnie i pokażcie że naprawdę podlegacie tylko Konstytucji.

Z kolei przed skutkami wyroków trybunalskich chroni nas narzucenie im konstytucyjnej perspektywy dualistycznej (art. 9 Konstytucji). Dopóki się nie zmieni prawo krajowe, taki wyrok jak ten dzisiejszy, nie może być wykonany. Sąd pytający, ze względu na ograniczenia konstytucyjne nie ma prawa posłuchać TSUE. Jeśli sędzia to zrobi, powinien wylecieć z zawodu za łamanie Konstytucji.

Dlaczego więc jest problem? Dlatego, że władza w Polsce, w każdym jej segmencie (rząd, sądy, większość parlamentarna) poprzez swoje działania prowadzi do utraty suwerenności. Bezkrytycznie próbuje dopasować kształt państwa do ram tworzonych przez te trybunały. I tu nie chodzi o to, czy zasady i standardy trybunalskie nam się podobają. Władza w Polsce próbuje to zrobić nie mając do tego kompetencji i możliwości, bo Konstytucja stanowi inaczej.

Paradoksem jest sytuacja, kiedy organy państwa, mające umocowanie w Konstytucji, bo tą Konstytucją utworzone i stanowiące element systemu ustrojowego państwa, w sytuacjach kolizyjnych tę Konstytucję i wskazane nią reguły działania odrzucają. Przyjmując w zamian pierwszeństwo norm kolizyjnych pochodzących z obcych systemów prawa (międzynarodowy i unijny). Celem tego jest stworzenie sytuacji umożliwiającej użycie obcego prawa wbrew konstytucyjnym przeszkodom.

W ten sposób władza państwowa sam deprecjonuje Konstytucję i rozbija spójność porządku prawnego. Ale przede wszystkim wprost podważa suwerenność państwa, której symbolem w wymiarze prawnym jest art. 8 Konstytucji.

Rządzący politycy i zbuntowani sędziowie nie widzą jednak potężnego zagrożenia. TSUE używa art. 19 ust. 1 akapit drugi TUE, który wiąże art. 2 TUE w kontekście praworządności. I w odniesieniu do prawa UE próbuje nam dziś kształtować ustrój w obszarze sądownictwa.

To groźne, bo w sprzyjającej sytuacji politycznej, kiedy władze krajowe nie będą się sprzeciwiać, może przecież na zasadzie analogii rozszerzyć, poprzez inne przepisy traktatowe, odniesienia do prawa UE. I powiązać z prawem Unii nie tylko sądy, ale też inne instytucje krajowe i obszary działania państwa. To doprowadziłoby do utworzenia systemu kompletnej unijnej kontroli pseudokonstytucyjnej.

W odniesieniu do sądownictwa, TSUE opracował już szczegółowe wymogi dotyczące powoływania, kadencji i odwoływania sędziów na podstawie art. 19 ust. 1 akapit 2. Kierując się tą logiką, mógłby też na podstawie artykułów 10 ust. 1 oraz art. 12 TUE w zw. z art. 2 TUE narzucić podobne wymogi na parlamenty narodowe w zakresie wyboru, wykonywania i utraty mandatów parlamentarnych. Na podstawie art. 8 ust. 1 TUE mógłby kontrolować charakter polityki zagranicznej państw członkowskich. Z kolei w związku z art. 197, 291 i 298 TFUE mógłby ustanowić system nadzoru pseudokonstytucyjnego nad krajową administracją. Skoro przepisy te wymagają, aby instytucje, organy i agencje Unii opierały się na otwartej, wydajnej i niezależnej administracji europejskiej to musi to obejmować także państwa członkowskie. Wreszcie na podstawie już używanego art. 19 ust. 1 akapit 2 TUE, w Polsce TSUE mógłby zacząć badać prerogatywy prezydenta w zakresie kontroli powoływania sędziów. A skoro już zbada proces powołania, to ma tylko krok do szerokiej kontroli Prezydenta RP. Jak pokazuje dzisiejszy wyrok, czego jak czego, ale aroganckiej fantazji kolegom sędziom TSUE ta akurat nie brakuje.

 Smutne to wszystko. Czy naprawdę ta władza nie widzi jaki bat kręci na Polskę? Niestety, zaczynam się obawiać, że widzi. I o to właśnie jej chodzi. Chce oddać suwerenność pod pozorem przywracania praworządności. Czas to zatrzymać, bo integracja europejska zje swoich twórców – państwa narodowe. I obudzimy się w Federalnej Europie. I to bez zmiany traktatów.