Głosy powinien ponownie policzyć Rafał Trzaskowski. Będzie legalnie i wiarygodnie.
I znów zalewa nas fala wypowiedzi z poziomu prawniczego kretynizmu (sorry, lubię to określenie). I nie chodzi mi tu o polityków. Tym wolno się kompromitować. Taki zawód. Ale obrodziło w absurdalne, żeby nie napisać nieprawdziwe, wystąpienia różnych sędziów (w tym niektórych sędziów TK w stanie spoczynku), profesorów, czy adwokatów, dotyczące wyborów prezydenckich. A to wszystko powielają dziennikarze reprezentujący (jak się sami nazywają) „demokratyczne media”. Całość hula w przestrzeni publicznej, dlatego znów podrzucam kilka przypomnień i prawd.
Po pierwsze przypominam, że procedura rozstrzygania protestów wyborczych i wydania przez SN uchwały o potwierdzeniu ważności wyborów nie wpływa na odbiór przysięgi prezydenta elekta. To dwie odrębne procedury. Aktywność SN ma tylko jedyny punkt styczny z odbiorem przysięgi. To art. 129 ust. 3 Konstytucji. Zgodnie z nim, wydanie przez SN uchwały o nieważności wyborów prezydenckich otwiera Marszałkowi Sejmu możliwość ogłoszenia nowych wyborów. Jeśli uchwały stwierdzającej nieważność nie ma, Marszałek Sejmu jako przewodniczący Zgromadzenia Narodowego ma obowiązek zwołać to Zgromadzenie by odebrało przysięgę od elekta. Każde inne zachowanie Marszałka to złamanie prawa. Być może nawet w tak wyśmiewanej formule zamachu stanu.
Po drugie podkreślam, że nie ma w polskim prawie generalnej ekstraordynaryjnej procedury ponownego liczenia wszystkich głosów wyborczych w wyborach prezydenckich. Ustawodawca nie zakładał istnienia “silnych razem”. Ponowne liczenie jest jedynie wewnętrznym, wpadkowym elementem dwóch innych procedur. O pierwszej czytamy w art. 315 kodeksu wyborczego, który mówi, że po otrzymaniu protokołów z okręgowej komisji wyborczej, PKW sprawdza prawidłowość ustalenia przez okręgową komisję wyborczą zbiorczych wyników głosowania, a w razie stwierdzenia nieprawidłowości, zarządza ponowne ustalenie tych wyników. To właśnie chodzi o możliwość ponownego przeliczenia głosów na tym etapie. Można nawet kilka razy. Do skutku. Ale kiedy wyniki zostaną ustalone a PKW wyda obwieszczenie o wyborze prezydenta, możliwość liczenia znika. Wyniki są ostateczne. Swoją drogą, jeśli w sprawozdaniu skierowanym do SN, PKW napisało o swoich wątpliwościach związanych z wynikiem, oznacza to, że to PKW nie dopełniło obowiązków na etapie ustalania wyniku wyborów. A instrumenty miało. Teraz ma problem. Przynajmniej ci członkowie PKW, którzy głosowali za takim uzupełnieniem sprawozdania.
Druga możliwość liczenia głosów może mieć miejsce na żądanie składów SN rozstrzygających protesty wyborcze. I dziś tak się dzieje. I SN oceni, czy były błędy i czy miały wpływ na wynik wyborów. Tylko liczenie na tym etapie i w tej procedurze może wpłynąć na unieważnienie wyborów. Innej drogi nie ma.
Wszystko to jest jednak działaniem punktowym. Ustawodawca zakładał, że komisje wyborcze, w tym PKW będą działały legalnie i kompetentnie. Choć jak widać dopuszczał kontrolę. Ale incydentalną a nie generalną.
Jakże śmieszne są z tej perspektywy nawoływania różnych prominentów do ponownego hurtowego przeliczenia głosów. Bo kto miałby je teraz liczyć? Nawet jeśli PKW nie rozwiązało komisji wyborczych, to nie ma już procedury, by zlecić im ponowne liczenie. Teraz to sądy powszechne liczą na wniosek SN. A pomysł, by wszczynać postępowania prokuratorskie i zlecać liczenie głosów policji jest po prostu kosmiczny (żeby nie napisać idiotyczny). Bo i co to da? To działanie poza procedurą wyborczą, która zresztą jest zamknięta. Prokurator Generalny może przedstawiać swoje oceny tylko w ramach badania przez SN protestów wyborczych, a nie abstrakcyjnie. Zresztą protest wyborczy składa obywatel a nie Prokurator Generalny. I to w nieprzywracalnym terminie, który już minął. Cokolwiek wyjdzie z tego policyjnego liczenia nie ma wpływu na oficjalny wynik wyborów. Dlatego dla autorów tego pomysłu mam radę. Chcecie liczyć? Nie krępujcie się. Co tam policja. Niech karty wyborcze skontroluje i policzy osobiście Premier z Prokuratorem Generalnym. Albo nawet sam Rafał Trzaskowski. Będzie najlegalniej i najobiektywniej. A jak już policzą to niech uroczyście wyrzucą swoje wyniki do kosza. Swoją drogą ten ostatni musi mieć niezłą depresję, bo facet z klasą zabrałby głos i przerwał tę destrukcję państwa i demokracji w wydaniu jego partyjnych kolegów. Otworzyłby sobie też inna perspektywę na przyszłość.
Trzecia prawda dotyczy Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, która jako organizacyjna część SN rozstrzyga o ważności wyborów. O absurdach dotyczących jej rzekomej niekonstytucyjności nie będę już wspominał. Pisałem o tym wielokrotnie, ale prawniczy kretyni mają to do siebie, że wiedza i logiczne myślenie jest im obce. Jeśli znów ktoś coś o tym powie, sugeruję tylko zadać mu pytanie o wskazujący tę niekonstytucyjność wyrok TK – jedynego organu państwa władnego stwierdzać niezgodność z Konstytucją. Choć nawet TK orzeka o niekonstytucyjności norm prawnych (przepisów lub aktów prawa) a nie instytucji (Izba) czy osób (sędziów). Gdyby to ostatnie było możliwe, to sam chętnie (w mojej sędziowskiej przeszłości) uznałbym kilka osób w Polsce za niekonstytucyjne.
I tu znów przypomnę – przepisy ustawy o SN (i innych ustaw) dotyczące orzekania o ważności wyborów jasno wskazują nam za właściwą Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. I są dalej obowiązującym prawem. To orzekanie w tej sprawie każdej innej Izby SN byłoby nielegalne. Żadne wyroki TSUE zawierające różne sugestie odsyłające do nieobowiązującego stanu prawnego nic by tu nie pomogły. Pomysły na odżywanie uchylonego prawa w wyniku wyroku TSUE to już nawet nie prawniczy kretynizm. To idiotyzm. Albo i intelektualny kolonializm. Zresztą nie ważne. W państwie prawa w rozumieniu art. 2 i art. 7 Konstytucji RP po prostu nie przejdzie.
I jeszcze jedno. Sugestia powrotu do orzekania o ważności wyboru przez tzw. starych sędziów SN ma jedną wadę. Po tych latach, kiedy (przynajmniej niektórzy) starzy sędziowie wywracali swym orzecznictwem polski system prawny, podejmowali działania, które są co najmniej wątpliwe z perspektywy sędziowskiej apolityczności, pewnie nie tylko ja mam dziś wątpliwości co do ich obiektywizmu i sprawiedliwości, a więc w rezultacie do ich sędziowskiej niezawisłości. Dziś w polskim wymiarze sprawiedliwości jest jedno pewne. Kiedy znamy rodzaj sprawy i jej strony oraz skład sędziowski, a szczególnie znamy nazwę stowarzyszenia sędziowskiego, do którego należą sędziowie orzekający, jeszcze przed wejściem na salę z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy powiedzieć jaki będzie kierunek rozstrzygnięcie.
Dlatego mówmy o tym głośno – w przedmiotowej sprawie jest jasne, że Rafała by klepnęli, a Karola utrącili. Rządzący gloryfikują rzekomą „legalność” tzw. starych sędziów. To opozycja powinna wskazywać na istniejące w głowach dużej części społeczeństwa wątpliwości co do spełniania przez nich innych konstytucyjnych wymogów – sędziowskiej apolityczności i niezawisłości. I będzie to zgodnie z orzecznictwem TSUE. Bo to TSUE mówi, że jeśli sąd budzi w przekonaniu jednostek uzasadnione wątpliwości co do braku podatności na wpływ czynników zewnętrznych nie jest niezależnym i bezstronnym sądem. A jak ktoś potrzebuje uzasadnienia dla tej oceny, niech poczyta czy posłucha wypowiedzi niektórych sędziów w mediach, tak tych klasycznych, jak i społecznościowych. I poczyta ich wyroki.